To właśnie młodzi ludzie coraz częściej wybierają taki styl działania na rynku, który poza zyskiem pozwoli budować relacje społeczne, a nawet towarzyskie! Nie ma nic piękniejszego niż samodzielnie działać z ludźmi, z którymi dzieli się pasje i spojrzenie na otaczającą rzeczywistość.
Moda na spółdzielczość nieodłącznie niesie ze sobą wyzwanie: odczarowanie odium poprzedniego ustroju. Dlatego wielką inspiracją są dla współczesnych spółdzielców przykłady z całego świata. Zarówno wielkie i potężne spółdzielnie, jak baskijski Mondragón, który z inicjatywy charyzmatycznego księdza w latach pięćdziesiątych XX w. przeszedł drogę od chałupniczego wyrobu piecyków po wielkiego gracza na rynku AGD, jak i małe drobne “kumpelskie” kooperatywy, wyrastające jak grzyby po deszczu choćby w Skandynawii, dają wyobrażenie czym może być spółdzielnia przy odpowiedniej dawce zapału i przedsiębiorczości.
Ważnym faktem dającym się stwierdzić gołym okiem jest to, że spółdzielczość ewoluuje i staje się coraz bardziej dogodną formą gospodarczej organizacji, atrakcyjną szczególnie dla młodych ludzi, którzy odrzucają zarówno model klasycznej pracy najemnej dyktowanej rygorami kodeksu pracy, jak i modelu korporacyjnego dążącego do maksymalizacji zysku i eksploatacji jednostek.
Kapitał społeczny, który siłą rzeczy wytwarza się w spółdzielczości jest wartością, którą oczywiście trudno wycenić, jednak intuicja podpowiada nam, że jest to walor, którego nie opiszą maklerzy giełdowi ani specjaliści od gry rynkowej. W tym właśnie zasadza się piękno i dobro spółdzielczego stylu życia.